OBIE NA HUŚTAWCE (emocjonalnej)
Odkąd pamiętam pisałam pamiętniki..
Z tego co pamiętam zawsze pisałam nieco filozoficznie i depresyjnie. Gdybym teraz znalazła te zapiski pewnie złapałabym się za głowę..Skąd we mnie było tyle smutku i żalu. Przecież (na pierwszy rzut oka) byłam "normalną" nastolatką.
Najczęściej poruszanym tematem były oczywiście platoniczne miłości, wszelkie trudne kontakty międzyludzkie, zazdrosne koleżanki i przyjaźnie, które jak się później okazało nie przetrwały próby czasu.
Zawsze miałam silną potrzebę pobycia sama ze sobą, przemyślenia bieżących spraw, analizowania zaistniałych sytuacji.
Podczas robienia tzw. kariery zaprzestałam pisania. Nabrałam pewności siebie, polubiłam siebie i zaczęłam wierzyć, że życie daje mi wiele możliwości, które muszę wykorzystać.
Kiedy byłam w ciąży mój dyskomfort fizyczny odbijał się na psychice. Leżałam na kanapie i mimowolnie wróciłam do melancholijnego sposobu myślenia, a to oznaczało tylko jedno-powrót do pisania.
Dużo czasu poświęcałam na przeglądanie stron internetowych, blogów i pudelka;), zastanawiałam się nad stworzeniem własnego internetowego pamiętnika. Miałam mnóstwo wątpliwości...na ile można się otworzyć, jak być autentycznym i co pokazać by nie zaszkodzić rodzinie?
Co mi da założenie takiego bloga i co może dać tym co będą go czytać?
Czy pokazać swoje zdjęcia, a tym bardziej czy pokazać córkę, która jest odrębnym bytem a nie moją własnością, którą mogę swobodnie dysponować.
Czy pisać o sobie, o szeroko pojętym "życiu", czy o niemowlęcych kupach?
Czy to co teraz rozkosznie i frywolnie napisze może być w przyszłości wykorzystane przeciwko nam?
Naprawdę wszystko długo analizowałam, bo mam świadomość, że wszystko co zostanie napisane, kliknięte, umieszczone nigdy nie zniknie, nawet po skasowaniu.
NIE WIEM CO BĘDZIE..MYŚLĘ O TYM..BOJĘ SIĘ..
Ten strach mnie jednak nie ogranicza, internet przecież stał się naszym światem, jest naturalny i codzienny, a jeśli ktoś będzie chciał zrobić Ci przykrość, wyśmiać to i bez internetu to zrobi. Z nim będzie mu po prostu łatwiej.
Ludzie piszą o wszystkim, nie mają nic do ukrycia i te zdjęcia...(od razu przychodzi mi na myśl "Sala samobójców").
Aż trudno sobie wyobrazić jak wielki, głęboki, przepastny jest internet, w którym jest cały świat i nasz osobisty świat. Zapisujemy się na "kartach" wirtualnego świata, materializujemy swoje istnienie, ale możemy tez kliknąć "delete" i zniknąć(mam nadzieje;)). Mamy wybór..
Czasem wydaje mi się, że ten internet to jakaś podejrzana sprawa, taki swoisty matrix, a my jesteśmy tylko pionkami w tej grze, a co najgorsze wydaje nam się, że to my korzystamy z jego dobrodziejstw, a tak naprawdę to może się okazać, że to on wykorzystuje nas. Jesteśmy produktem w wirtualnym świecie. Każdy nasz ruch jest śledzony i może być wykorzystany. ON zna nasze potrzeby, upodobania lepiej niż własny mąż. Wie jak wyglądamy, ile mamy pieniędzy i na co je wydajemy.
Z drugiej zaś strony nie możemy buntować się przeciwko cywilizacji i rozwojowi. Jaki sens ma bunt jednego człowieka. To tak jakbym teraz przestała oglądać tv-tylko kogo to obchodzi?
A co do tv...czy gdybym dostała intratną ofertę, propozycję by moja córka zagrała w reklamie np. pieluch lub mleka czy nie zgodziłabym się bo to upublicznianie wizerunku - nie sądzę;)
Jak na dworze jest -10stopni to huśtamy się w domu, czasem zasypiamy (na 7 min.)
Z tego co pamiętam zawsze pisałam nieco filozoficznie i depresyjnie. Gdybym teraz znalazła te zapiski pewnie złapałabym się za głowę..Skąd we mnie było tyle smutku i żalu. Przecież (na pierwszy rzut oka) byłam "normalną" nastolatką.
Najczęściej poruszanym tematem były oczywiście platoniczne miłości, wszelkie trudne kontakty międzyludzkie, zazdrosne koleżanki i przyjaźnie, które jak się później okazało nie przetrwały próby czasu.
Zawsze miałam silną potrzebę pobycia sama ze sobą, przemyślenia bieżących spraw, analizowania zaistniałych sytuacji.
Podczas robienia tzw. kariery zaprzestałam pisania. Nabrałam pewności siebie, polubiłam siebie i zaczęłam wierzyć, że życie daje mi wiele możliwości, które muszę wykorzystać.
Kiedy byłam w ciąży mój dyskomfort fizyczny odbijał się na psychice. Leżałam na kanapie i mimowolnie wróciłam do melancholijnego sposobu myślenia, a to oznaczało tylko jedno-powrót do pisania.
Dużo czasu poświęcałam na przeglądanie stron internetowych, blogów i pudelka;), zastanawiałam się nad stworzeniem własnego internetowego pamiętnika. Miałam mnóstwo wątpliwości...na ile można się otworzyć, jak być autentycznym i co pokazać by nie zaszkodzić rodzinie?
Co mi da założenie takiego bloga i co może dać tym co będą go czytać?
Czy pokazać swoje zdjęcia, a tym bardziej czy pokazać córkę, która jest odrębnym bytem a nie moją własnością, którą mogę swobodnie dysponować.
Czy pisać o sobie, o szeroko pojętym "życiu", czy o niemowlęcych kupach?
Czy to co teraz rozkosznie i frywolnie napisze może być w przyszłości wykorzystane przeciwko nam?
Naprawdę wszystko długo analizowałam, bo mam świadomość, że wszystko co zostanie napisane, kliknięte, umieszczone nigdy nie zniknie, nawet po skasowaniu.
NIE WIEM CO BĘDZIE..MYŚLĘ O TYM..BOJĘ SIĘ..
Ten strach mnie jednak nie ogranicza, internet przecież stał się naszym światem, jest naturalny i codzienny, a jeśli ktoś będzie chciał zrobić Ci przykrość, wyśmiać to i bez internetu to zrobi. Z nim będzie mu po prostu łatwiej.
Ludzie piszą o wszystkim, nie mają nic do ukrycia i te zdjęcia...(od razu przychodzi mi na myśl "Sala samobójców").
Aż trudno sobie wyobrazić jak wielki, głęboki, przepastny jest internet, w którym jest cały świat i nasz osobisty świat. Zapisujemy się na "kartach" wirtualnego świata, materializujemy swoje istnienie, ale możemy tez kliknąć "delete" i zniknąć(mam nadzieje;)). Mamy wybór..
Czasem wydaje mi się, że ten internet to jakaś podejrzana sprawa, taki swoisty matrix, a my jesteśmy tylko pionkami w tej grze, a co najgorsze wydaje nam się, że to my korzystamy z jego dobrodziejstw, a tak naprawdę to może się okazać, że to on wykorzystuje nas. Jesteśmy produktem w wirtualnym świecie. Każdy nasz ruch jest śledzony i może być wykorzystany. ON zna nasze potrzeby, upodobania lepiej niż własny mąż. Wie jak wyglądamy, ile mamy pieniędzy i na co je wydajemy.
Z drugiej zaś strony nie możemy buntować się przeciwko cywilizacji i rozwojowi. Jaki sens ma bunt jednego człowieka. To tak jakbym teraz przestała oglądać tv-tylko kogo to obchodzi?
A co do tv...czy gdybym dostała intratną ofertę, propozycję by moja córka zagrała w reklamie np. pieluch lub mleka czy nie zgodziłabym się bo to upublicznianie wizerunku - nie sądzę;)
Jak na dworze jest -10stopni to huśtamy się w domu, czasem zasypiamy (na 7 min.)
Komentarze
Prześlij komentarz