malinowy

Jest godzina 9.15.
Poganiam córkę.
"Laura, Laura chodź ubrać skarpetki!!"
"Laura chodź nałóż kurtkę!!"
Spieszę się, a ona akurat teraz pokazuje lalce jak się gra na pianinie;) O ironio!! Przeważnie nie chce odejść ode mnie dalej niż na jej, jeden, mały krok, a teraz błąka się w odległych zakątkach mieszkania...
Tak zaczyna się mój wolny dzień, czyli dzień u babci.
Moje prawo jazdy skończyło swą ważność jakiś miesiąc temu, do tego mój klucz od auta się rozładował, więc wkładam dziecię do wózka i w drogę. Piechotą jakieś 15 minut i jesteśmy u celu. Przekazuje babci najważniejsze informację i uciekam niezauważona.
Ufff!!
Co robić?
Najpierw POWOLI pójdę w stronę miasta, odwiedzę po drodze kilka lumpeksów, wejdę na targ po świeże owoce i warzywa. Co zrobę na obiad?
Od kilku dni mam totalny kryzys kulinarny. Nie mam ochoty na gotowanie, smakowanie i przygotowywanie posiłków. Z trudem robię rano śniadanie, a wczorajsza owsianka wylądowała w koszu po uprzednim przypaleniu i osoleniu zamiast osłodzeniu. Obiad też nie należał do dań wybitnych, sama nie miałam ochoty go zjeść, a co dopiero podać córce i mężowi:(
Kupiłam kurczaka i włoszczyznę- górnolotnie;)
Wracam do domu, mam przecież całą listę rzeczy do zrobienia. Wczoraj z wypiekami na twarzy skrupulatnie ją tworzyłam , a dziś patrzę na nią zdziwiona...Skąd pomysł by poświęcić wolny dzień na mycie podłogi i prasowanie?;)

Do czego zmierzam?
Ten dzień jakiś dziwny jest. Najchętniej położyłabym się spać i wstała jutro rano, ale to nie w moim stylu. Kawy nie wypiję, bo jestem od kilku dni na detoksie. Zjadłam za to kilka, a może nawet kilkanaście ciastek i...czuję się jeszcze gorzej:)
Po ostatnich doświadczeniach, myślę nad poważnym ograniczeniem cukru. Wydaje mi się, iż wpływa na mnie nieco depresyjnie. Zwłaszcza jesienią i zimą. Mam pewien plan...ale o tym innym razem, a tymczasem zmobilizowałam się by zrobić malinowy drzem. Gotowałam maliny "całe" dwa dni, czas włożyć je do słoików i zachować ich słodycz na zimowe śniadania i popołudniowe wypieki.
Dziś rano dodałam go do kaszy manny, a wczoraj jedliśmy go prosto z garnka. Jest pyszny. Więc mimo chandry i gorszego samopoczucia korzystajcie z resztek owoców i zachowajcie je na dłużej...




Mój mąż zrobił malinówkę, na zimowe wieczory...wspólne!!


Komentarze

  1. Jestem pełna podziwu, nie znam młodej dziewczyny, która sama robi konfitury. Zawsze jest tak, że dają je nam młodym własne mamy, prawda? ;) Ja może i bym robiła, ale nie z dzieckiem u nogi ;)
    Kochana myślę też, że odrobina cukru więcej Tobie akurat nie zaszkodzi, jesteś szczuplutka jak patyczek - widziałam na zdjęciach! :)
    Co do malin to mam u siebie przy domu, ale za mało, żeby przeznaczyć je na konfitury, więc podjadamy z Olką z krzaczków, albo ostatnio nazbierałam teściowej. Do tego jeszcze mamy kilka krzaczków borówki (i innych owoców też), więc dałam i teściowej i mojej mamie na pierogi, bo to w sumie krzaczki mojej mamy i sama je sadziła ;) (moi rodzice wyprowadzili się zostawiając nam dom z działką).

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo miły komentarz, chyba się rozpłynę...

    OdpowiedzUsuń
  3. u nas maliny to taki hit, że Lila na jednym posiedzeniu opędzlowała kiedyś cały słoiczek. trzeba jej wydzielać :) "niaam" i "picha"

    OdpowiedzUsuń
  4. Laura na spacerze potrafi zjeść tyle malin i borówek, że dorosły miałby problem;);)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty