3,2,1....powracamy!!
W końcu!
Kto by pomyślał, że będę chciała wrócić do domu z nad morza;)? Wrócić z wakacji to mało powiedziane, ja chciałam z nich uciec;)
Pierwszy raz mi się to zdarzyło, pierwszy raz byłam zmęczona wyjazdem i spaniem w cudzym łóżku. Starzeje się?
Przyczyn tego stanu rzeczy upatruję na kilku płaszczyznach.
1. Siedmiodniowe wakacje. Zdecydowanie za długo. Chcieliśmy poczuć się jak tradycyjna, polska rodzina i spędzić nad morzem pełny tydzień, od soboty do soboty. Nigdy więcej;), pięć dni jest optymalne i pasuje do tempa naszego życia.
2. Zdecydowanie zły wybór miejscowości docelowej. Władysławowo to nadmorska miejscowość do której już na pewno nie pojadę. Za dużo wszystkiego...
3. Hotel. Skusił nas aqua parkiem, ale odległość od morza codziennie utrudniała życie.
4. Człowiek, ludzie, tłumy. Nigdy nie zrozumiem fenomenu tej mieściny. Za co można ją tak uwielbiać?
5. Jedzenie. Nie chce uogólniać, bo zdarzyło mi się jeść smacznie, ale tylko z daleka od plaży i centrum.
6. Muzyka. Wszechobecne disco-polo...
7. Jedzenie. Ryby morskie, a raczej ich brak. W restauracji, w porcie pojawił się dorsz, ale w grubej, tłustej, "bułczanej" panierce, oczywiście z frytkami :( Na deser tradycyjnie gofr z bitą śmietaną (na pewno nie z mleka:))
8. Plaża. Wspaniała, duża i brudna. Ludzie zostawiają wszystko na piasku, moje dziecko w ciągu 5 minut zabawy w piachu znalazło miliardy petów, zakrętek, butelek, reklamówek itd...
Kocham polskie morze, kocham Sopot i Trójmiasto i obiecuje sobie i swojej rodzinie nigdy już go nie zdradzić z żadną, inną, zaludnioną alternatywną miejscowością.
Na szczęście pierwszy dzień naszych rodzinnych wakacji spędziliśmy na sopockiej plaży...naładowałam akumulatory na kolejne dni...
Upalne dni spędzaliśmy na hotelowych basenach, bo przecież na plaży nie było miejsca.
Laura kocha wodę, jak większość dzieci, mogłaby spędzić w niej cały dzień;) Nie przeszkadza jej niska temperatura powietrza, ani wody;)Na głowie miała czapkę, a mimo wszystko myślała tylko o morskich falach...."To po tacie ma..."
i port:
Nie chce być taką skończoną malkontentką, więc napiszę o tym jak cudownie spędziliśmy ten czas w swoim towarzystwie. Jak miło było oglądać codzienną radość dziecka pluskającego się w wodzie. Jak przyjemnie jest nie gotować i nie zmywać talerzy po obiedzie. Jak relaksujący jest widok bezkresnego morza, słuchanie skrzeku mew i naturalny, piaskowy masaż stóp. Jak fascynujący jest wschód i zachód słońca. Jak niesamowita jest natura....
Kto by pomyślał, że będę chciała wrócić do domu z nad morza;)? Wrócić z wakacji to mało powiedziane, ja chciałam z nich uciec;)
Pierwszy raz mi się to zdarzyło, pierwszy raz byłam zmęczona wyjazdem i spaniem w cudzym łóżku. Starzeje się?
Przyczyn tego stanu rzeczy upatruję na kilku płaszczyznach.
1. Siedmiodniowe wakacje. Zdecydowanie za długo. Chcieliśmy poczuć się jak tradycyjna, polska rodzina i spędzić nad morzem pełny tydzień, od soboty do soboty. Nigdy więcej;), pięć dni jest optymalne i pasuje do tempa naszego życia.
2. Zdecydowanie zły wybór miejscowości docelowej. Władysławowo to nadmorska miejscowość do której już na pewno nie pojadę. Za dużo wszystkiego...
3. Hotel. Skusił nas aqua parkiem, ale odległość od morza codziennie utrudniała życie.
4. Człowiek, ludzie, tłumy. Nigdy nie zrozumiem fenomenu tej mieściny. Za co można ją tak uwielbiać?
5. Jedzenie. Nie chce uogólniać, bo zdarzyło mi się jeść smacznie, ale tylko z daleka od plaży i centrum.
6. Muzyka. Wszechobecne disco-polo...
7. Jedzenie. Ryby morskie, a raczej ich brak. W restauracji, w porcie pojawił się dorsz, ale w grubej, tłustej, "bułczanej" panierce, oczywiście z frytkami :( Na deser tradycyjnie gofr z bitą śmietaną (na pewno nie z mleka:))
8. Plaża. Wspaniała, duża i brudna. Ludzie zostawiają wszystko na piasku, moje dziecko w ciągu 5 minut zabawy w piachu znalazło miliardy petów, zakrętek, butelek, reklamówek itd...
Kocham polskie morze, kocham Sopot i Trójmiasto i obiecuje sobie i swojej rodzinie nigdy już go nie zdradzić z żadną, inną, zaludnioną alternatywną miejscowością.
Na szczęście pierwszy dzień naszych rodzinnych wakacji spędziliśmy na sopockiej plaży...naładowałam akumulatory na kolejne dni...
Laura czuła się tu świetnie... |
molo.. |
z tatusiem.. |
i z mamusią...pojawiają się plażowicze, a my już jesteśmy po pierwszej, morskiej kąpieli;) |
Upalne dni spędzaliśmy na hotelowych basenach, bo przecież na plaży nie było miejsca.
Laura kocha wodę, jak większość dzieci, mogłaby spędzić w niej cały dzień;) Nie przeszkadza jej niska temperatura powietrza, ani wody;)Na głowie miała czapkę, a mimo wszystko myślała tylko o morskich falach...."To po tacie ma..."
Mamo, chce do wody.... |
nie powstrzymacie mnie!! |
Nie chce być taką skończoną malkontentką, więc napiszę o tym jak cudownie spędziliśmy ten czas w swoim towarzystwie. Jak miło było oglądać codzienną radość dziecka pluskającego się w wodzie. Jak przyjemnie jest nie gotować i nie zmywać talerzy po obiedzie. Jak relaksujący jest widok bezkresnego morza, słuchanie skrzeku mew i naturalny, piaskowy masaż stóp. Jak fascynujący jest wschód i zachód słońca. Jak niesamowita jest natura....
Haha no tak syf kiła i mogiła ;)) Piękna z Was rodzinka :)
OdpowiedzUsuńDzie-ku-je-my!;)
UsuńCo to za okularki masz? :)
OdpowiedzUsuńZ targu:)
Usuń